Gdy istnieje osobna nazwa żeńska, niewywiedziona od nazwy ogólnej danego zwierzęcia (np.
locha), słowotwórstwo nie ma tu nic do powiedzenia. Takie nazwy to kwestie leksykalne, można lub trzeba się tych nazw po prostu nauczyć.
Osobne nazwy żeńsko-męskie dotyczą do dziś głównie zwierząt hodowlanych lub tych, na które polowano. Osobne nazwy tworzone też bywały ze względu na wiek, przydatność i inne cechy zwierzęcia.
Ciekawe, że zwierzęta hodowlane otrzymywały zwykle nazwy gatunkowe rodzaju żeńskiego. Niektórzy tłumaczą to większą przydatnością samic niż samców w hodowli (samice znoszą jaja, rodzą młode, dają mleko).
Kwestiom językowego (nie)wyróżniania płci zwierząt poświęciliśmy wpis na blogu, zapraszamy do
Pan wiewiórka, mąż gęsi i żona jelenia. Językowa płeć zwierząt (plus quiz). Wiele w tym wpisie pokazujemy i objaśniamy, acz ma on charakter bardziej popularny, lekki, więc tu chcielibyśmy dotknąć bardziej spójnie tematów językoznawczo-słowotwórczych.
Skąd w ogóle potrzeba tworzenia nazw żeńskich? Pojawiają się różne bajki z bohaterami zwierzęcymi, to jedno. Coraz więcej różnych egzotycznych gatunków zwierząt trzymamy w domach lub przy domach, to drugie. Doniesienia prasowe o rodzących się w zoo zwierzętach zawsze dobrze się czytają, to trzecie. W każdej z tych sytuacji może pojawić się potrzeba powiedzenia o tym, że to zwierzątko ma płeć żeńską.
Tradycyjnie osobne